9 grudnia 2009

Uroda Portretu


W natłoku przedświątecznych obowiązków trudno znaleźć czas na chwilę dla siebie, cóż dopiero na wypad do muzeum. Mimo to wystawę „Uroda Portretu – od Kobera do Witkacego” warto zarekomendować właśnie teraz z co najmniej dwu powodów.
Otóż nawet w soboty i niedziele sale Zamku Królewskiego nie należą do najliczniej obleganych przez publiczność. Jeśli zatem potrzebujemy chwili wytchnienia między kolejnymi zakupami, warto zaparkować w pobliżu Starówki uciekając od miejskiego zgiełku na wystawę, która charakterem zgromadzonych na niej prac wyciszy nas wewnętrznie.
Ponadto śledząc oblicza naszych przodków, pośród których dominują osoby najznamienitsze dla swego czasu, mamy okazję zastanowić się nad ulotności tego wszystkiego, czemu poświęcamy większość codziennych starań. Warto to uczynić choćby po to, by sensownie zrewidować rok mijający i nie zaprzepaścić następnego.


Organizatorzy wystawy postawili sobie za cel prześledzenie dorobku malarstwa portretowego w dawnej Polsce z perspektywy dzieł najwybitniejszych powstających na terenie Rzeczypospolitej lub poza nią – na zamówienie podróżujących po Europie Polaków. Jak pisze w katalogu do wystawy Przemysław Mrozowski, z perspektywy piękna: definiowanego zgodnie z zasadami określonymi w czasach ich powstania.
Chodzi zatem o historię portretu budowaną w oparciu o obrazy najbardziej dojrzałe estetycznie i warsztatowo, a powstałe między wiekiem XVI i początkiem wieku XX, kiedy to malarstwo portretowe zostało ostatecznie zdetronizowane przez fotografię i film.
Warto bowiem pamiętać, że przez większość swej historii sztuka pełniła obok funkcji estetycznych przede wszystkim funkcje użytkowe. Im też do pewnego stopnia zawdzięczała swą względną powszechność, rentowność i warsztatowo-stylistyczną ciągłość. Proces nakierowanej na samego wytwórcę indywidualizacji jego twórczość zbiegł się w czasie z przejęciem użytkowych ról przypisanych sztuce przez nowe technologie. Te do dziś dnia ograniczają rolę artysty-rzemieślnika do zasadniczo dwu ról: tworzącego wzory masowe stylisty i „realizującego siebie” samotnika, z czasem otoczonego wąskim kręgiem wyznawców.


Mamy na wystawie obok wybitnych twórców działających w Polsce – przeważnie przez pewien czas – jak Marcin Kober, Bartłomiej Strobel, Marcello Bacciarelli także prace wybitnych przedstawicieli sztuki portretowej, którzy nigdy w Polsce nie zagościli jak David Bailly, Hyacinthe Rigaud, czy wreszcie kodyfikator zasad XIX-wiecznego akademizmu – Jacques-Louis David.
Tak na marginesie, portret konny Stanisława Kostki Potockiego autorstwa Davida, który zdobył sobie uznanie na paryskim Salonie w roku 1781 pokazuje, że w wizerunkach dworskich, które stanowią większość prac prezentowanych na wystawie, wysoko podnoszona przy ocenie portretów prawda o portretowanym była poddawana głębokim retuszom na rzecz estetycznej układności. Można to stwierdzić nawet nie znając rzeczywistego oblicza Potockiego. Jak bowiem inaczej – niż estetyczną „ładnością” – wytłumaczyć uniesioną ku górze piętę i luźne wodze w rękach jeźdźca siedzącego na wzburzonym wierzchowcu? Że o stroju mocno nie jeździeckim i przewieszonej przez lewe ramie, miast przez prawe, szarfie orderu nie wspomnimy.


Zbliżając się do poszczególnych płócien, to od nich oddalając możemy podpatrzeć, jak na przełomie wieków w różny sposób artyści radzili sobie z uchwyceniem materialnej realności przedstawianych postaci. Jak różny jest drobiazgowy rysunek koronek w portrecie młodego księcia Janusza Radziwiłła autorstwa Davida Bailly od malowanych niemal z impresjonistycznym zapałem koronek sukni matki Henryka Rodakowskiego, które z bliska sprawiają wrażenie bezładnych białoszarych plam i dopiero z pewnej odległości uzyskują swój zamierzony przez autora efekt zwiewnego ażuru.



Tego typu spostrzeżeń możemy poczynić więcej, zarówno gdy idzie o rozwiązania formalne, jak i nasze domysły co do cech charakteru i przymiotów ducha, którymi odznaczali się portretowani. To ostatnie – czyli umiejętność uchwycenia w obrazie „istoty osobowości” portretowanego, stanowiło ważną część oceny, jaką wystawiano malarzowi. Przy czym często te same sportretowane osoby bywają diametralnie różnie oceniane przez przyglądających się im widzom. Jak dostrzegli to kiedyś filozofowie, a potwierdzili współcześnie psycholodzy, przy ocenie ludzi dużo ważniejszy od prawdy o nich jest nasz system wartości, uprzedzeń i sympatii. Proponuję jednak wywieść z tego faktu wniosek pozytywny: każde nasze spostrzeżenie, niezależnie od tego kto je poczyni, ma szanse być równie bliskie i dalekie rzeczywistości. :-)


Wystawa czynna do 28 lutego 2010 roku,
od wtorku do soboty w godz. 10.00-16.00;
w niedziele – 11.00-16.00.


Cena biletów: ulgowe 10 zł, normalne 15 zł
Cena katalogu wystawy 79 zł.


W styczniu i lutym wystawie towarzyszyć będzie seria wykładów odbywających się w środy, o godz. 17 00 w Sali Odczytowej lub Koncertowej.
Wstęp na podstawie biletu specjalnego w cenie 5 zł.
Po wykładach istnieje możliwości obejrzenia wystawy.

Harmonogram wykładów i informacje na ich temat za stroną Zamku Królewskiego:


6 stycznia 2010, dr Michał Haake: Symbolika Portretu Adama Asnyka z Muzą Jacka Malczewskiego

20 stycznia 2010, dr hab. Andrzej Pieńkos: Twarze Oświecenia. Anton Graff, nie tylko portrecista Potockiego i Radziwiłła

3 lutego 2010, dr Grażyna Bastek: Portrety z lustrem. Od van Eycka do Velázqueza

17 lutego 2010, Marta Romanowska: Stanisław Wyspiański 1869-1907. Pomiędzy życiem a śmiercią

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz