Ciasnawo, to według mnie. „Komercha” - to ocena zasłyszana. Ogólnie – warto było pójść na
VII Targi Sztuki w Warszawie choćby po to, by zobaczyć czym to się je i co to może dać. Trochę mebelków – głównie z 20-lecia i pochodnych, trochę biżuterii, obrazy i obrazki. Wypatrzyłem nawet parę ciekawych pozycji polskiego malarstwa, głównie z 20-lecia właśnie (dla niewtajemniczonych przypominam, że dwudziestoleciem w polskiej historiografii nazywamy lata II RP, czyli od 1918 do 1939). Miła forma niedzielnego spaceru pod dachem w dżdżysty dzień. Na pewno lepiej niż w galerii handlowej, jak to mają w zwyczaju spędzać weekendy w swej masie mieszkańcy stolicy.
Tego dnia mimo kiepskiej pogody na starówce było tłoczno - Rajd Barbórki zrobił swoje. By dać pewne pojęcie o atmosferze targów i okolic – kilka ujęć. Dodam tym spoza stolicy, że zgodnie z egzotyką miejsca, pod kolumną Zygmunta przeważnie jest tłoczno od wariatów. Tym razem z megafonem w ręku pewien jegomość miał show samotnego aktora. Potem pojawiła się policja, której nachalnie się przez ów megafon podlizywał, a potem zniknął – czego podobnie jak jego obecności staromiejski tłum w swej masie najwyraźniej nie zauważył. :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz