18 grudnia 2009

Kiedy powrócisz 6



Wracając do Janowych zalet.
Jan jak zły szeląg zna swoich klientów i nikomu nie pozwoli się uchlać, w odpowiednim momencie zwracając uwagę delikwentowi:
- Panu już dzisiaj wystarczy. Do domu iść proszę!
No i wreszcie, sam Jan alkoholu nie rusza. Jest spokojnym, nobliwym, starszym panem, grzecznym a jednocześnie budzącym szacunek nawet wśród urodzonych zabijaków. Wszytko w nim godne: wiek, wzrost, postura, tembr głosu, majestatyczne ruchy i zachowanie. Najlichszym pijaczynom nigdy nie ujmuje szacunku. A wobec najbardziej krewkich i pyskatych potrafi być nieprzejednanym. Człowiek z charakterem – wszyscy bywalcy przybytku Pana Jana przyznają to bez wahania.
Lokal ma tylko jedną wadę, czy może zaletę – zależy, z której strony na to patrzeć. Leży z dala od centrum i wyprawa doń wymaga pewnego samozaparcia.
Bywalcy uznają to raczej za zaletę, gdyż do Jana nie schodzą się lokalne szumowiny, którym ciążą dalekie wyprawy. Nie mówiąc już o ciasnocie, która skutecznie zniechęca dresów, pałkarzy, czy żołnierzy. Nie ma tu ani miejsc siedzących, ani toalety. W zasadzie więc po wypiciu 4 kufli prawie każdy klient zmuszony jest do opuszczenia lokalu, czy to z uwagi na pęcherz, czy obolałe kończyny dolne. Rotacja sprzyja nie tylko ekskluzywności towarzystwa ale i jego względnej trzeźwości. Zapobiega wreszcie wizytom smętków przesiadujących pół dnia nad jednym kuflem.

Pan Jan z zasady nie obsługuje „łebków“. Jedynym odstępstwem bywa „inteligentna młodzież licealna“ - jak określa wszystkich chłopaków z glanami, niezależnie czy chodzą do Zana czy do zawodówek. Według niego to młodzież, która „nie rozrabia na mieście, wie kiedy przestać i nie pyskuje“.
Mnie z uwagi na wiek Pan Jan daje pierwszy kufel z niejakim zastanowieniem. Kiwa ze zrozumieniem głową powtarzając pod nosem...
- Tak. Pamiętam. Ale czy ty przypadkiem nie jesteś za młody chłopcze? Skończyłeś podstawówkę?
- Ależ oczywiście. Poza tym ja szybciutko w kącie wypiję dwa kufelki i już zmykam, Panie Janie.
- dwa... dwa... - kręci głową z dezaprobatą.
Pokrzepiwszy się złotym napojem naszła mnie ochota, by odnaleźć spokojny zakątek, zalec na zimnej ziemi i popatrzeć na wiosenny błękit. Miałem wprawdzie do przygotowania wypracowanko z polaka zleżałe sprzed świąt, ale przecież mogę to zrobić wieczorem lub jutro rano na przerwie przed lekcją.
Idę zatem do parku przy smródce, gdzie opodal górki mamy ulubioną wierzbę. Na szczęście park jest pusty i cichy. Wierzbka dopiero ożywa. Ławka jak zawsze zdezelowana, ale jest. Rozkładam się na niej wygodnie, wyjmuję paczkę fajek, odpalam... Żyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz