19 grudnia 2009

Producent Rubens


Mamy tu kawiarnię strasznie fajną, bo taką po prostu. Jak to na wsi. Po sali przechadzają się jędrne wiejskie dziewki, przy stołach rozklekotane mamy, odrobina pacholąt, licealistów zastępy... No słowem wsi spokojna, wsi radosna, pochwało sielskie prowincji.
Ale nie dziś! Nie dość, że pusto, to jeszcze dwoje przemądrzałych buców za ścianą, gdy tylko mnie wyczaili z miejsca o dwa tony głos podnieśli za cel mając chyba: wszelkie chamstwo ze mnie kulturą wysoką wyplenić. I o cóż chodziło? Mniej więcej o to, że żądną miarą nie można przyrównywać tworów sztuki do najbardziej nawet „śliczniusich” wyrobów masowych, które z zasady są kiczem.
Spuściłem łeb po sobie, nie będę wszak tak uczonych państwa niepokoił faktem, iż toczą spór wielokroć już rozwiązany. Przy powszechnym pluralizmie każdy ma prawo sobie wybrać własną jego interpretację, sam też rozstrzygając, która z nich trafniejsza. Dopiłem czym prędzej kawę, zeźlony pomniejszyłem pannie napiwek o połowę i wsiadłem do ukochanej Francuzeczki rozkoszując się po drodze jej kiczowatą „ślicznością”.


Peter Paul Rubens, Pokłon Trzech Króli, 1626-27

I im dalej od kawiarni odjeżdżałem, ślizgając się po poboczach niczym Tommi Mäkinen na rajdzie Finlandii, tym silnej mnie nurtowało – dałem się zwieść zręcznym hochsztaplerom, czy może przedłożyłem piękno nad walory użytkowe uznając, że do przewożenia mebli to mogę pożyczyć jedną z bud od szwagra a to w czym spędzam liczne godziny powinno choć troszkę oko cieszyć. I czy jeśli piękno to powstało w jakimś CADzie zamiast PowerPointcie od razu ma wartość poślednią?
Skoro tak – to taki na przykład Rubens, jakby nie było właściciel zakładu malarskiego od produkcji masowej, do panteonu artystów wliczany jest przez pomyłkę. A wszelkiej maści architekci? Tworzą chcąc nie chcąc głównie dla celów użytkowych – więc z definicji artystami nie byli. Nieszczęsny Palladio...


Andrea Palladio, Villa Rotunda (Capra) - Vicenza, Italia, ok 1566

Dziś choć artyści mają lepiej. Po pierwsze wystarczy, że się takimi okrzykną. Mało tego – za zasadę mogę przyjąć kreowanie brzydoty czym potwierdzą swój geniusz przerastający wszelkie wcześniejsze geniusze.
Ja tymczasem zapatrzę się na moją Francuzeczkę wstawiając ją do garażu, zapieję z zachwytu nad rozpościerającym się za oknem landszafcikiem z zachodzącym słońcem w roli głównej a na koniec odwiedzę w sieci kilka znajomych portali, by choć przez chwile popatrzeć na „śliczniusie” buzie. A co mi to przeszkadza, żem wielbiciel kiczu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz