3 lutego 2010

Kiedy powrócisz 18


Piątkowe lekcje kończą się przed drugą. Psa odfajkowuję możliwie najszybciej. Wygrzebuję z szafy najmniej obszarpane łachy. 14.30. Idę.
Czy dzisiaj uda się ją spotkać? Nie jest za ciepło, ale też nieszczególnie zimno. Daje się wytrzymać.
Błagam... Zuza wyjdź na ten spacer!
Czarną drogę do kolejowego mostu pokonuję niemal biegiem. Wychodzę na szutrówkę tuż przed 15.00. Energicznie przemierzam „nadrzeczny bulwar“, co i raz zerkając nerwowo w stronę wiaduktu, którego nasyp przesłania widok na żbikowskie osiedle. Mijają kolejne minuty. Coraz rzadziej zerkam w stronę bloków. Im dłużej tam nie patrzę, tym większą mam nadzieję, że tym razem, że wreszcie...
I jest! Nie wiem czy mnie widzi, lecz ja z nikim innym nie pomylę tej sylwetki. Idzie wolniutko w kierunku mostu na Utracie.



- Długoś kazała na siebie czekać, Pani. Miałem wrażenie, że wieczność całą - skłaniam się teatralnie na powitanie.
- Ależ Panie, młodzieńcza wieczność mija szybciej niż wiosenna burza - rozbawiona podjęła manierę.
- Godzi się tak igrać z cudzą tęsknotą?
- To nie igraszka. To ta pogoda – mówi pociągając nosem. - Przepraszam, ale wczoraj było za zimno na spacery. Nawet dzisiaj rodzice nie chcieli mnie puścić, przekonałam ich jednak, że w mojej kuracji świeże powietrze stokroć lepszym lekarstwem niż domowe ciepło. Zresztą, nie ma już tego wiatru...
- Tak, wczoraj spacer wymagał samozaparcia - zauważyłem z goryczą.
- Czyżbyś wiedział coś więcej na ten temat? - udała zdziwienie.
- A i owszem. Mimo to wybaczam. Widzieć Panią dzisiaj wielką jest nagrodą.
- Oj, przestań już błaznować - zaśmiała się na głos. - Ja też się cieszę. Bałam się, że cię nie będzie, że znowu wagarowałeś przed południem.
- Nie. Skądże. Pilnie chadzałem do szkoły wzbogacając swoje konto lufą z polskiego. Oto jak się odwdzięcza za chodzenie do niej. I jak to polubić?
- Czemu nie? Szkoła to fajne miejsce. Tyle się dzieje. Można rozwijać swoje zainteresowania...
- To zależy kto się czym interesuje - westchnąłem. - U nas nie uczą palenia fajek, gry na gitarze czy włóczenia się nad Utratą.
- Bo też to dosyć oryginalne zainteresowania. Nie masz innych?
- A jakby tak było? - skrzywiłem się ironicznie. – Tak swoją drogą to teraz nawet polubiłem szkołę.
- Nie wyglądasz na wagarowicza. Czemu to robisz? - patrzyła wnikliwie.
- Jak to czemu? Wagary to wolność. Przecież to oczywiste - nie wiem czy to była mądra odpowiedź.
- Wolność nie polega na robieniu tego, co przyjdzie ci do głowy.
- Ale też nie ma jej, gdy twój los zależy od ludzi niesprawiedliwych.
- Aż tak źle? - pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie mówię o ogólniaku. Powiedziałem już, że nawet go lubię. Ale w podstawówce szkoła kojarzyła mi się z wszystkim, co najgorsze - ruszyłem powoli przed siebie z Zuzą przy boku.
- Dlaczego? - spytała.
- Mam swoje powody – spuściłem łeb kopiąc przydrożne kamienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz