1 lutego 2010

Kiedy powrócisz 17

Gdy na początku ogólniaka przyszło do wyboru klasowego samorządu mnie i Siwego interesowała tylko jedna funkcja – skarbnika. Nasz „czarny koń“ wygrał w cuglach, gdyż nikt inny nie chciał babrać się w mamonie. A dla Krzysia to chleb powszedni. Dygnął, przytaknął, funkcję przyjął i coraz częściej prosił tatę, by ratował jego dobre imię. Trzeba mu oddać – robił to z sobie tylko właściwym wdziękiem.



- Już nie pamiętacie. Zbiórka na bilety do teatru – uśmiechnął się szczerząc zęby.
- To po szkole lecimy do Drewniaków. Krzyś coś skręci i obgadamy sprawę Rolfa kameralnie, zanim zleci się bydło... - zaproponował Siwy.
- Panowie, po szkole nie mogę... – zastanawiam się co tu wymyślić, by się od tego wykręcić – ...muszę przynajmniej do 17 być w domu. Potem jestem do dyspozycji!
- Coś ty, chory? Po cholerę będziesz siedział w domu? - spojrzeli na mnie zdumieni.
- Nie mogę, to nie mogę. Nie dzisiaj - stanowczo obstawałem przy swoim.
- To dla odmiany ja o 17 nie mogę, bo starzy jadą na jakieś przedstawienie i mam pilnować Hanki – Siwy rozłożył bezsilnie ręce.
Myślał, myślał, aż wreszcie swoje myśli zaczął werbalizować, co rusz podnosząc poziom emocji przerwą na aplauz widowni:
- Ale poczekajcie. Staruszkowie wyjeżdżają około 17.00... Ojciec mówił, że mają odwiedzić znajomych. Nie bierze samochodu... - Siwy podniósł brwi akcentując doniosłość tego faktu. - Znaczy będzie u tych znajomych popijawa... Jak będzie popijawa, to z pewnością nie wrócą dzisiaj... Jutro wrócą nie wcześniej jak o 10-11, znam starego, nie da się rano w sobotę zerwać z łóżka. Jeszcze po imprezie?!? A Hanka o 8 po dobranocce ma spać... Jaki z tego wniosek?
- Pijemy u ciebie! - promienieje Krzyś.
- No to panowie, mamy kasę, mamy chatę, i tylko Krzemek jak zwykle grymasi... U mnie o dwudziestej pojawiacie się z towarem, tylko cicho i dyskretnie.
- Ale jak pójdę do domu, nie dam rady wyrwać się po siódmej! - no tym razem to Krzysiek przesadził.
- Spoczko Krzyniu, czemu nie? - postanowiłem przywołać go do porządku. - Pamiętaj, że mnie w tym tygodniu nie było w szkole. Przyjdziesz donieść mi zeszyty do przepisania.
- O siódmej? – jego chłodna logika czasem działa nam na nerwy.
- To umówmy się o piątej pod sklepem - zaproponowałem.
- Gdzie? - spytał.
- Na Piaskach. Tam największy wybór o tej porze.
- Ale to daleko - skrzywił się zniesmaczniony moim pomysłem.
- Nie bądź maruda - odparłem. - Za to towar jest zawsze, a na Pruszkowie o tej porze w piątek same sikacze.
- No dobra... A tak w ogóle co kupujemy? Wódeczka czy winko? – Krzyś odzyskiwał wigor.
- Proponuję winka, albo jakiś koktajl - rozmarzył się Siwy.
- Czyli, my dwaj o 17 na Piaskach... - zwróciłem się do Krzysztofa.
- Może po drodze wpadnę po Ciebie? - wtrącił z miejsca.
- Ale mnie może nie być.
- A, gdzie będziesz? .
- Tego jeszcze nie wiem.
- O matko! Jacy tajemniczy goście - Siwy szybko irytuje się na trzeźwo. – To spotkajcie się pod sklepem. A o 20 macie być u mnie. Tylko nie wypijcie wszystkiego!
- Ok. Jesteśmy umówieni - Krzyś wreszcie odzyskał wewnętrzny spokój. Lubi jak świat jest harmonijnie ułożony.
Ufff... Po szkole mam czas na spacer z psem. I o to chodziło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz