28 stycznia 2010

Kiedy powrócisz 16


Gog podszedł do naszych wypracowań nieco matematycznie. Wyliczył, że minimum na „3“ to praca mająca przynajmniej trzy i pół strony. Jeśli nawet Sławek napisał wyparcowanie na „5“ to przy dwu i pół nabazgranych bezładnie stronach jego górny pułap stanowi 3 na szynach. A ponieważ odczytana praca była taka sobie...
- To chyba rozumiesz jaką masz ocenę?
- Hę... chyba tak. - wymamrotał Siwy.
- Zaś kolega – tu gog skierował swój wzrok w moją stronę - napisał wypracowanie znośne na 3,5 strony, zatem rzutem na taśmę udaje mu się wybronić „3-“ pod warunkiem, że nie zrobił żadnego błędu ortograficznego. Bądźmy szczerzy, droga klaso, warunkiem niemożliwym do spełnienia. Ale... by nie być posądzonym o stronniczość, poproszę kolegi zeszyt.
W pierwszym akapicie znalazł trzy, jak nazwał je Lorek „błędy konieczne“, by oczyścić sumienie z wyrzutów...
- ...że dwaj tak niepoprawni lenie mogliby zostać ocenieni według innych standardów. Panowie, weźcie się do roboty, bo zaczną się kłopoty z wybronieniem trói.
- Spoczko, na razie mam średnią 3,5 – rzuca półgębkiem Siwy.
- Ja też mam jeszcze dwie czwóry zapasu...
- Coś mówicie? - Lorka zaciekawił temat naszej rozmowy.
- Nie, nie – odpowiadam skwapliwie – my tak tylko obiecujemy sobie wziąć się do pracy... - tu oczywiście ani my, ani Lorek nie jesteśmy w stanie powstrzymać śmiechu.
- No dobrze, panowie. Kończmy ten kabaret. Dzisiaj tematem lekcji jest...



Wczorajsze sparingi zakłóciły nieco normalny tryb planowania dni wolnych od szkoły. Ale ponieważ jest piątek, czas najwyższy coś postanowić.
- To co zrobimy z dniem tak miło rozpoczętym? - pyta z ironią Siwy podczas długiej przerwy. W kiblu dziś dla odmiany nieco luźniej. Maturalne już na wylocie i wiara poszła do knajpy opijać wystawianie ocen. Jeszcze tydzień pochodzą na zajęcia powtórkowe i wolni. Część facetów zapewne oleje szkolne powtórki i w murach Zana nie pojawi się do dnia egzaminu.
- Proponuję ruszyć w miasto - unosi zachęcająco brwi zasnuty dymem Krzysio.
- Za co? - mój pragmatyzm nawet mnie nieco zaskakuje. Z reguły nie martwię się takimi pierdołami.
- Nie bój nic - odpowiada.
- Krzynio, na co zbierałeś? – olśniewa Siwego.
Krzysztof jest jedną z trzech osób „zaufania społecznego“ w naszej klasie. Bez wahania można stwierdzić, że choć jego funkcja nie jest tak eksponowana jak przewodniczącego klasy, to jest po stokroć użyteczniejsza. Ma po prostu znaczenie strategiczne, przynajmniej dla nas.
Otóż Krzysio jest klasowym skarbnikiem. Chłopiec miły, grzeczny, inteligentny, pełen ogłady. Mordka tak niewinna, że przez całą podstawówkę był na tym etacie.
Z początkiem siódmej klasy odkryliśmy, że zdeponowana w Krzysiowym tornistrze waluta może nas wyratować z niejednej opresji. Gdy trzeba było postawić na nogi, choć to akurat nieco przewrotna metafora, przysiadającą imprezę, lub któryś z nas trzech zgubił forsę starych... - Krzyś niczym dobra wróżka uwalniał nas od wszelkich kłopotów. Wszak, by impreza wypaliła, potrzeba tylko trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy no i jeszcze kilku panienek.
Potem tygodniami ciułaliśmy drobniaki, by odbudować nadszarpnięty budżet klasowy. W ostateczności Krzyś szedł zrozpaczony do swojego taty błagając o uratowanie dobrego imienia. A ojciec jak to ojciec. Pokręciwszy ze współczuciem głową nad społecznym oddaniem swej latorośli pokrywał manko, nierzadko z procentem starannie przez Krzysia odliczanym na kolejne „nagłe potrzeby“.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz