12 stycznia 2010

Kiedy powrócisz 11


Lekcje lecą szybko, bo cały czas to gadamy o Rolfie, to znowu jestem myślami w okolicy kolejowego wiaduktu. Niegłupi pomysł z tą szkołą dzisiaj. Przed długą przerwą zastanawiam się: a może warto pobiec i sprawdzić czy jej tam nie ma? Jednak stąd od wiaduktu dzieli mnie ponad kilometr. A drugie tyle to droga, po której może spacerować. Świadomość odległości i mroźny wiatr na szkolnym podwórzu odwodzą mnie od wariackiego pomysłu. Wracam do klopa, gdzie w ciasnym tłumie spowitych papierosowym dymem nastolatków odnajduję mych przyjaciół.



W kiblu dziś ciaśniej niż zwykle. Wokół starego, używanego incydentalnie boksu szatniowego, który przylega bezpośrednio do klopa, a w zasadzie jest wydzieloną częścią owego przybytku, gromadzą się kolesie z wszystkich klas.
Są tu nawet pierwszoklasiści, którym normalnie nie wolno palić w szkole i jej pobliżu – dosyć surowo pilnują tej zasady uczniowie klasy maturalnej. Wyjątek stanowią długie przerwy, gdy maturalna i trzecia już się dostatecznie same napalą, oraz wszelkiego rodzaju hece, które łagodzą surowe serca starszych roczników.
Hecą może być cokolwiek, od spektakularnego wybuchu złości któregoś z gogów po...
No właśnie. Dzisiaj jeden z małolatów – Mamut, przyniósł do szkoły dwie pary rękawic i w zamienionym na ring boksie przyklozetowym okładał właśnie bezpardonowo pakera z IVb. Czerwony ze złości mięśniak żadną miarą nie był w stanie odgryźć się swojemu prześladowcy. Ruszał się dwa razy wolniej, machał bezładnie wielkimi łapskami, a blok ustawiał na pierś niczym zawstydzona niewiasta. Żal było patrzeć jak jednego ze szkolnych siłaczy upokarza wyrośnięty małolat od trzech lat regularnie trenujący na Legii.
Wreszcie pełniący rolę sędziego wysoki na dwa metry chudzielec z maturalnej nie kryjąc zadowolenia zawył:
– Konieeeec!!!
Ucichł doping, a trzech okularników stłoczonych w kącie boksu za metalowymi wieszakami zgodnym chórem wskazało zwycięstwo taktyczne pierwszaka.
- No to co, no to co? Jeszcze jedna walka? - zawył któryś z chłopaków wdzierając się do boksu.
- Tak, dawajcie, kto się teraz bije....
- Ja muszę odpocząć, niech ktoś inny zawalczy... - powiedział wyluzowany Mamut.
- No to ja... ale dwie rundy... - na ring wyskoczył ochoczo zarośnięty jak szympans gostek z trzeciej biol-chem.
I już po chwili rozpoczęła się kolejna bójka. Kibel zaryczał tuzinami gardeł, poszły w ruch pięści walące w blaszane przepierzenie. Ryk i skowyt zatrzęsły szkolnymi murami. Aż do przepełnionego szaletu wleciały dwie przerażone dziewuchy, których kibel mieścił się tuż nad naszym, by sprawdzić czy nie dzieje się tu coś strasznego.
- Spoko, Mała. Nie ma co panikować. Chłopcy się bawią - uspokoił niewiasty jeden z trzeciaków. Poważne już, bo 18-letnie kobiety wymownie dały znać swojemu zniesmacznieniu „tą dziecinadą“, po czym poszły przekazać uspokajającą nowinę reszcie szkoły.
Jeszcze w trakcie drugiej rundy do kibla wpadła jedna z woźnych, ta większa i grubsza. Groźnym okiem zmierzyła podniecony tłum, po czym nerwowo zaczęła sprawdzać, czy przypadkiem chłopcy nie demolują klozetów. Widząc w kilku kabinach przylegających do boksu młodzieńców piętrzących się na sedesach i sklejkowych przepierzeniach najgłośniej jak potrafiła wyraziła swą dezaprobatę. Wszak to praktyki niebezpieczne dla mienia szkolnego!
Oczywiście w tym tumulcie nikt jej nie słyszał. Ktoś z maturalnej wykrzyczał woźnej do ucha uspokajające przesłanie. Postawszy chwilę machnęła ręką i poszła z powrotem do świata z uwagą nasłuchującego odgłosów z męskiego kibla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz