12 marca 2010

Kiedy powrócisz 31

Rolf odzyskał przytomność i kojarzy ludzi. Do tego, starym sposobem, nieśmiało się uśmiecha zza poobijanej gęby dając znak oczami, że wszystko jest ok.
- Nie dało się z nim pogadać, bo zaraz ich przegnały.
- Kto?
- Piguły. Tylko moment przez szybę na niego popatrzyli. Ja nie mogłem być, bo miałem dyżur. Wpadłem do nich po zjechaniu na zajezdnię. Prosto z roboty na Pruszków i pod elektrownię. Oni już w dupę pijani. Nie wiem po co wrócili do roboty. Ale tam podobno razem z brygadzistą świętują wybudzenie Rofla – Kudłaty wziął się teatralnie pod boki, po czym szybko zgadując znaczenie naszych spojrzeń dorzucił – Ja wiem kiedy? Pewnie wczoraj. Jedyny dzień, kiedy ich nie było.
- A kiedy będzie można się z nim zobaczyć?
- Diabli wiedzą. Chłopaki pewnie pytali. Ale nie wiem, czy dziś tu w ogóle trafią i czy da się z nimi dogadać. Ja ich widziałem o pierwszej i byli ugotowani. Jak ich do tej pory nie ma..
- Co nie ma, hę? - wtrącił się Lolek – przecież Wampir ma dziś popołudniową zmianę. To... to tyś go przed pracą widział. A Darek z pewnością z nim został. Co będzie balet przepuszczał, hłe, hłe...
Rzeczywiście. Gdy Lolek i Siwy wrócili do siebie, a przy bryżu zostaliśmy tylko czterej, parę minut przed siódmą z ulicy dobiegł nas pogodny bełkot Wampira. Dotarcie na drugie piętro zajęło im kolejny kwadrans. Po tonie z jakim powitał ich Mariusz dało się poznać, że byli w nieszczególnie wyjściowym stanie. Dwie trzyczwartówki przechyliły jednak szalę na ich korzyść i tym sposobem tydzień zaczął nam się od imprezy.
Po pierwszej butelce Drewniakowie ruszyli do kuchni, by wzbogacić nasze menu ograniczone do czystej z kolą. A trzeba im oddać, że żarcie robili znakomite. Wszystko to dzięki niecodziennemu hobby ich staruszaka – hodowli świń w przydomowej komórce. Przez długi czas nie mogliśy wyjść z zadziwienia, co też tak pochrumkuje na Drewniakowym podwórzu. Dopiero z czasem odkryliśmy, że w zamienionym w chlewik, starym szalecie w rogu działki, sezon w sezon wzrastały pieczołowicie doglądane przez seniora domu blondyny.
Ich słodkie życie w śródmiejskiej dżungli nie kończył jednak happy end, lecz nieuchronny ubój. Koszmar tak dla ofiary, jak i jej oprawców. Trzeba bowiem wiedzieć, że odpasione dziewczęta nijak nie chciały z pokorą rozstać się z łez padołem. Bywało, że spłoszona widokiem topora zwiewała taka na podwórze i wtedy cała kamienica miała ubaw po pachy.



Ale przyszedł też dzień, kiedy to nie tylko kamienica ale i spora część miasta mogła się rozkoszować heroicznymi zmaganiami. Było to kilka lat temu, gdy Drewniakowa świnka czmychnęła przez uchyloną bramę na ulicę.
Tak się pechowo wówczas złożyło, że Bolo był w szkole i jedynym obok niedowidzącego ojca mężczyzną, który mógł podjąć się pościgu za uciekinierką był Mariusz. Problem jednak w tym, że Mario jest młodzieńcem szalenie ceniącym sobie wystudiowaną grę pozorów, których z biegnącą po ulicach świnią nijak się nie da pogodzić. Już sama myśl, że przyjdzie mu ścigać przerażonego prosiaka musiała mu się wydać odrażająca. Lecz kiedy przyszło zmierzyć się z tym wyzwaniem, upokorzenie sięgnęło zenitu.

Oto bowiem ofiara zamiast biec w stronę Utraty, gdzie skwer i ludzi mniej, pobiegła ku Kościuszki, ulicy która wiedzie od centralnego skrzyżowania ku stacji kolejowej.
Mariusz chodu za nią. Ona na ulicę. Tu samochody, trąbienie, śmiechy. Drewniak z Drewniaków czerwony z wściekłości. Świnia dalej do przodu przez tłum przechodniów spieszących po przedświąteczne sprawunki.
Tylko wyjątkowej, świńskiej złośliwości można przypisać fakt, że zamiast jak każda normalna istota szukać ratunku w otwartej przestrzeni, ta małpa postanowiła umknąć przed toporem do największego podówczas sklepu w mieście.
Wyobrażacie sobie jak czuł się Mario! Od lat szlifowana wyniosłość lega pod gruzami świńskiej przewrotności.
- Ach ty dzika kurwo! - zaryczał jak dorodny jeleń ugodzony śmiertelnie w przeddzień rykowiska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz