10 marca 2010

Kiedy powrócisz 30

Robimy pętelkę od Owocowej i nie niepokojeni przez nikogo dochodzimy do Drewniaków. U nich jak zawsze tłoczno. W dużym pokoju jest już Lolek i jeden z braci. Chłopaki grają w brydża.



- O... Młodzież licealna, w mordę rżnięta, he... Sie macie, małolaty.
- Wali się. Bo sklepie maskę – Siwy znowu wpadł w swe konwulsyjne podrygi.
Witanie się zajęło nam trochę czasu. Z miejsca spostrzegłem, że coś zagrało. Kudłatemu morda cieszyła się od ucha do ucha. I jak to on, gdy dzieje się coś klawego, zaraz rżnie głupa i udaje, że cię nie widzi. Że w zasadzie nic ważnego nie ma do obgadania, tak tylko siedzi i... Właśnie robił za dziadka, więc musiał nieźle się wysilić, by udać zajętego.
Usiadłem w fotelu naprzeciw patrząc się z roześmianą gębą.
- Co się tak, cholera, patrzysz – nie wytrzymał. Po czym rozległymi łapskami wskazał na zajęty kartami stolik: – Tu się patrz! Przyszedłeś pouczyć się jak gramy to się patrz.
A, że z reguły sam się tą swoją błazenadą nakręcał, po kilku kolejnych sekundach parsknął śmiechem prosząc z łzami w oczach:
- Brat, odpieprz się, do jasnej cholery. Patrz sobie na niego. Nie bądź ciotą, no...
- Sam się na niego patrz! - warknął Bolo, jeden z dwu bliźniaków. Drugi tak był zajęty rozgrywką, że do zejścia ostatniej kary nie dostrzegał otaczającego go świata.
Gdy w końcu z impetem zgarną brakującą lewą i zapisał aktualny wynik pojedynku spojrzał po wszystkich z pewnym zastanowieniem.
- Dobra, przestańcie błaznować. A ty powiedz im wreszcie, bo grać spokojnie nie dacie – dorzucił w stronę Kudłatego.
- Ta. To jak będzie opowiadał, wtedy na pewno pogramy. Takie pieprzenie – przyznać trzeba, że Bolo i Mariusz jak na bliźniaków, byli wyjątkowo niespasowani. W zasadzie więcej ich dzieliło niż łączyło. Gruby i chudy. Robol i student. Namiętny imprezowicz z gestem i kostyczny kutwa. No może jedno ich łączyło: temperament. Nie było roku by się między sobą nie prali. Takie to już z nich zabawne bliźniaki. Za to imprezy u nich! Matko jedyna – pół Pruszkowa wiedziało, że na Parkowej dzisiaj trawa zabawa. Znaczy nie dzisiaj, bo dzisiaj spokojnie panowie brydżowali. Ale jak się już trafiła... Eh
- Dobra, to wy sobie popierdolcie, a ja pójdę coś przeszamać – Bolo z trudem uniósł swe szacowne 120 kilo przed śniadaniem.
- Jak się wyrażasz tak mówić przy dzieciach! - wrzasnął Mariusz wywołując powszechną wesołość.
Zebrał karty. Przycisnął nimi kartkę z zapisem rozgrywki i sam również udał się do kuchni. Zostaliśmy sami wpatrując się w Kudłatego, który niezmiennie rżnął głupa.
- He... No weź. Nie leć sobie. Kuuudłaaatyyy... - zachęcał go Lolek. Bezskutecznie.
- Chodźcie mu spuścimy kocówę? - zaproponowałem.
- Brat, odpieprz się. Zaraz bydło przyjdzie to wam opowiemy. Ile razy można powtarzać? No, odpieprzcie się.
- Przecież raz opowiesz. Oni już wiedzą, to im opowiadać nie musisz.
- Ale już trzeci raz będę opowiadał.
- I dobrze. Trochę mózg ci się dotleni. Znaczy się to... No wiesz. To coś co ludzie mają w czaszce.
Wreszcie po chwili przekomarzania potwierdził, to co przeczuwałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz