15 września 2010

Miłość w czasach wojny




Niebo zmalałe w łunie
na ciebie i na mnie czeka
jak kubek srebrny u studni
albo o zmierzchu twa ręka.

Gdy ognia porusza kaskiem
błyszczącym i białym jak puzon,
serce jak światło na maszcie
w piersi kołysze się pustej.

Modlimy się dłonie łącząc
o pamięć otwartą jak pejzaż,
niech dźwiga nas dalej młodość,
choć z ognia, głodu, powietrza.

Kiedy ognista kropla
spłynie zachodem jak liściem,
niebo jak ścieżka ogrodu
wróci nas sercu i przyjmie.

Wtedy się łuna tętniąca
pod brwią nieruchomą przyśni
i sen jak głęboki krajobraz
piorun otworzy tygrysi.

Tadeusz Gajcy, O nas

Miłość w czasach wojny zdaje się czymś irracjonalnym. To prawda – jest bodaj najsilniejszą potrzebą człowieka zachowującego elementarną wrażliwość. Miłość jest jednak funkcją wieczności. Przy niej czas traci znaczenie a palny i perspektywy, najbardziej nawet fantastyczne, wydają się błahostką.
Wojna ograbia miłość z wieczności. Jak zaraza. Powszedniość śmierci pozbawia sensu wszelkie planowanie. Sen zrównuje się ze śmiercią – bo nie wiemy, czy zatruwana okropnościami wojny miłość znajdzie chwilę oddechu we śnie, czy w śmierci. Jedynie one otwierają przed kochankami bajeczny krajobraz, do którego są stworzeni. Cóż to jednak za korzyść, skoro wieczność została ściśnięta do maligny?

3 komentarze:

  1. Choć to okrutne... nic tak nie uświęca i nie uszlachetnia miłości jak wojna czy inne, większe nieszczęście. Dziś miłość zeszła do rangi rzeczy, choć mamy przywilej układania sobie naszej "wieczności"...

    A co do Twojego maila, to ogromnie dziękuję za sprostowanie. Co prawda rzeczywiście mało przypomina dach mansardowy, lecz o dziwo we wszelkich wzmiankach na temat tej budowli, jest określany właśnie w ten sposób.

    Pozdrawiam ciepło. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W ogóle kierunki rozwoju współczesnej kultury jak i relacji między ludzkich każą zastanowić się nad perspektywami naszej cywilizacji. Miłość i jej metamorfozy to tylko jeden z przyczynków. I rzecz bodaj najważniejsza - ile na tych przemianach zyskujemy, i kto, a ile tracimy bezpowrotnie. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno się tu nie zgodzić z Natalinką - w czasie wojny uczucia tzw "wyższe" (mówię, by odróżnić je od potrzeb fizjologicznych)bywają trudne, ale mają o wiele większe znaczenie niż w czasach, kiedy wszystko zostaje podane na tacy. Takie uczucia niejednokrotnie pozwalają przeżyć i zachować jakieś człowieczeństwo.

    OdpowiedzUsuń