13 kwietnia 2010

Szarfa


Wigilia, jakże silnie z Polską związanego, święta Miłosierdzia Bożego. Przed 5 laty i przed 4 dniami. Nie bylibyśmy ludźmi, gdyby nie narzucały nam się analogie.



5 lat temu po powrocie z Rzymu chciałem za wszelką cenę, jeszcze przed snem, rozpakować samochód. Było około 5 rano. Kwietniowy świt. Zwinąłem flagę i w ręku została mi jeszcze czarna szarfa.
- Co z nią zrobić? Gdzie wsadzić? Pewnie nigdy już się nie przyda? Czegoś co zrównałoby się ze śmiercią Jana Pawła II, i to taką śmiercią, nawet moja bujna wyobraźnia nie była w stanie sobie wyobrazić.
No to co? Zwinąłem i nie wiedząc do jakiego rodzaju bibelotów przyporządkować tak bezużyteczny dla faceta przedmiot, jak czarna szarfa, rzuciłem w kąt narożnego segmentu biblioteczki. Taki przechodni fragment ściany, w który obok najnowszych zdobyczy książkowych wrzuca się różne rzeczy trudne do zaszeregowania.
Przeleżała tam pięć lat. Jak to dobrze, że nigdy nie mam czasu na porządkowanie rzeczy. Tylko, czy tym razem też ją tam zostawić, czy na wszelki wypadek pospiesznie wyrzucić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz