9 kwietnia 2010

Arnolfini na wspak


Pewien pracownik naukowy Warszawskiego MN popularyzuje od dłuższego czasu nową interpretację jednego z najbardziej znanych obrazów powstałych na progu renesansu. Rzecz podręcznikowa i szalenie pouczająca – warto zatem ją tu zacytować (wersję mówioną możecie sobie znaleźć, jakby co, w sieci).
Obraz Jana van Eycka 1434, za interpretacją Panofsky'ego tytułowany jako: „Małżeństwo Arnolfinich”. Zgodnie z wykładnią niemieckiego ikonologa scenka obyczajowa w obrazie, to tylko pretekst do wysmakowanej, pełnej metafor kompozycji religijnej. Zatem – jedziemy po bandzie:
W obrazie widzimy zaślubiny kupca z Lucci, działającego we włoskim towarzystwie kupców i bankierów z Bruggi: Giovanni di Arrigo Arnolfini'ego oraz jego wybranki: Giovanna'y Cena. Ślub ma miejsce w obecność świadków w domu prywatnym. Świadków widzimy w lustrze, a po podpisie umieszczonym pod lustrem: Johannes de Eyck fiut hic 1434 – wiemy, że wśród świadków był też autor obrazu. Obraz stanowi zatem potwierdzenie faktu zawarcia małżeństwa.
Co więcej – obraz jest jednocześnie symbolem mistycznych zaślubin Chrystusa z Kościołem – pokazując tym samy znacznie jakie ma sakrament małżeństwa. Mówią nam o tym liczne symbole świadomie poumieszczane w obrazie. I tak: rozrzucone chodaki to starotestamentowy nakaz zdjęcia budów, jaki Bóg wydał Mojżeszowi stojącemu na ziemi świętej. Weszliśmy zatem do pomieszczania w którym obecny jest Bóg. Świeca na żyrandolu paląca się za dnia symbolizuje Ducha Świętego i jednocześnie lux Dei – światłość Boga. Mały piesek – symbol wierności. Wielkie łoże – macierzyńskie łono Marii, a wraz z owocami – symbol płodności. Do symboliki maryjnej nawiązuje też lustro – „zwierciadło bez skazy” z pieśni nad pieśniami. Jabłka – przypomnienie grzechu pierworodnego a równocześnie czystości, jaką człowiek miał przed jego popełnieniem. Bursztynowy naszyjnik mówią o przymiotach oblubienicy – czystości i niewinności. Gest mężczyzny to gest przysięgi małżeńskiej. I tak dalej i do oporu.



Przyznam się szczerz, że kanoniczna wersja interpretacji tego obrazu, zawsze mnie przytłaczała. Z kolei alternatywne, zwolenników czarnej magii, spisków, tajemnych bractw – co najwyżej wprawiały w rozbawienie. Dopiero przed kilku laty pokuszono się o nową, nie tylko do mnie przemawiającą, ale i zgodną z subiektywnymi odczuciami interpretację.
Mamy oto, bliżej nieokreśloną parę zamożnych gospodarzy, w tradycyjnym wnętrzu i tradycyjnych strojach z epoki, zapraszających przyjaznym gestem do środka swoich gości, wśród których jest i Jan van Eyck. Jest to jednocześnie zaproszenie wystosowane do wszystkich widzów tego obrazu, by zechcieli na chwilę wejść do mieszczańskiego wnętrza I połowy XVI wieku. Bardziej „fotka z wakacji” z zabawą efektami iluzjonistycznymi, które szalenie pociągały dawnych twórców, niż przesiąknięte szczegółowymi treściami malowidło religijne, jak chciał Panofsky.

Symbole znaczą. Ale nie wszystkie przedmioty pełnią w obrazie funkcje symboliczne. Co gorsza – po dziesiątkach, setkach lat, przy braku źródeł pisanych, musimy pogodzić się z faktem, że pełnego „dekryptażu”, w większości przypadków, dokonać nam się nie uda. Co nie znaczy, byśmy tego czynić nie próbowali. Powodzenia życzę :-)

1 komentarz:

  1. jestem absolutnie za uprawianiem hermeneutyki, ale bez przesady, ta podręcznikowa interpretacja nie tylko Ciebie "dobija" :)

    uczyłam się o ikonologii na drugim roku studiów, muszę tą wiedzę "odkurzyć"

    OdpowiedzUsuń